Edukacja, kreatywność, wychowanie, psychoedukacja, pedagogizacja, logopedia, GOPEX, rozwój osobisty jak i zawodowy ( wszelkie prawa co do kopiowania bez zgody autora zastrzeżone) KONTAKT: formularz na dole lub mail: agnieszka.chudzik@op.pl
sobota, 30 września 2023
środa, 27 września 2023
„O siostrzyczce co braciszka swego biła” - bajka przeciw agresji
Bajka przeciw agresji – „O siostrzyczce co braciszka swego biła”
W pewnym
domu na wsi żyła sobie rodzinka, a w niej oprócz rodziców
starsza siostrzyczka i malutki brat. Była to wesoła rodzinka, jednak
siostrzyczka miała pewną wadę. Gdy ją coś zezłościło, to wtedy złość
wyładowywała na braciszku, który bardzo potem płakał. Nie pomagały
napominania rodziców. Ona obiecywała, że więcej tak nie będzie robić,
ale przy następnej okazji postępowała dokładnie tak samo.
Pewnego
dnia rodzice musieli wyjechać na parę godzin w pole. Nie mogli
zabrać ze sobą dzieci, gdyż obawiali się, że bawiąc się tam wpadną
pod ostrą kosiarkę. Pozostawili więc małego braciszka pod opieką
siostrzyczki.
Ledwie
co rodzice pojechali, chłopczyk potknął się i zburzył wieżę budowaną
przez dziewczynkę. Ta uderzyła go w przypływie złości.
Braciszek z płaczem wybiegł na podwórko, zobaczył małe kaczuszki
i podążył za nimi. Dziewczynka zaś nie zwróciła na brata
uwagi i zajęła się budowaniem wieży od nowa. Jednak po jakimś
czasie zorientowała się, że braciszka nie ma obok niej i zaczęła
go szukać. Nigdzie go nie było widać ani słychać.
Zrozpaczona
zaczęła krzyczeć, ale nikt nie odpowiadał. Braciszek przepadł jak
kamień w wodę. Zaraz, zaraz… w wodę… pomyślała dziewczynka
i poszła wzdłuż rzeki. Szła przez las i doszła do stawu,
gdzie na brzegu bawiły się kaczuszki, a wraz z nimi braciszek.
Uradowała się niezmiernie, ale natychmiast radość zmieniła się
w złość i wrzasnęła na braciszka:
– Coś Ty zrobił!
Ten na te słowa odwrócił się
do niej tyłem.
– No dobra, już wracamy!
– Nie!
– Dlaczego?
– Bo kaczuszki mnie nie biją tak jak Ty i fajnie się
z nimi bawię.
Dziewczynka się zawstydziła, że kaczuszki są
bardziej miłe niż ona.
– Jak nie wrócisz, to zaraz sobie
pójdę!
– To idź sobie!
Ale mi smutno
i trochę głupio przed tymi kaczkami. Myślałam, że mogę źle traktować
braciszka, a on i tak do mnie wróci… Teraz
go straciłam chyba na zawsze.
Ze spuszczoną
głową, pochlipując, dziewczynka zaczęła wracać do domu. Gdy szła,
zobaczyła leżące na ziemi gniazdko ptaszków, które spadło z drzewa.
Wtem ujrzała kota, który czyhał już na nie. – Ojej, on chce
je pożreć!
Wzięła
patyk i go przepędziła, a gniazdko wstawiła na drzewo.
Pisklacze rodzeństwo przytulało się do siebie i radośnie bawiło.
Ja też tak chcę – pomyślała i przypomniał się jej
braciszek. Łza zakręciła się w oku i zatęskniła za nim.
Zamarzyła się jej zabawa z braciszkiem, tak jak ptasie rodzeństwo.
Zawróciła
i pobiegła nad rzekę, ale braciszka tam nie było. Ojej,
straciłam go. Teraz łzy zaczęły lać się strużkami z oczek małej
dziewczynki. Już miała się poddać, ale pragnienie spotkania braciszka było
tak silne, że krzyknęła:
–
Muszę odnaleźć mojego kochanego braciszka. Nie mogę zostawić
go w ciemnym lesie. Przecież mogłoby mu się coś złego stać!
Pędziła
wzdłuż rzeki co tchu, ale nigdzie nie mogła go znaleźć.
Nagle usłyszała chlupanie w wodzie i kaczuszki dookoła,
ale nigdzie braciszka. Gdzie on się podział, pomyślała
i w tym momencie woda wzburzyła się i zobaczyła, jak jej
braciszek ostatkiem sił próbuje wyjść z rzeki.
–
Ojej, on tonie! Jak mu pomóc, sama przecież nie umiem pływać! –
krzyczała. – Zaczęła wrzeszczeć z rozpaczy.- Teraz go tracę naprawdę!
Ratuuuunku!
Próbowała
go uchwycić za rękę, jednak było za daleko, a woda była
za głęboka, aby można było wejść samemu i go uratować.
Wrzeszczała
coraz głośniej – może ktoś usłyszy, ale nic z tego, w lesie
nikogo nie było. Rozejrzała się dookoła, zobaczyła grubą zakrzywioną
gałąź, tak ciężką, że ledwie ją podniosła i rzuciła
do braciszka. To pozwoliło mu przybliżyć się do brzegu,
gdzie było bardziej płytko. Wtedy weszła na płyciznę i wyciągnęła
chłopczyka na brzeg.
–
Oddychaj! Oddychaj! – wołała do braciszka, który leżał nieruchomo
na piasku Nacisnęła jego brzuszek, a on zakaszlnął
i z trudem łapiąc oddech wymamrotał: – Dziękuję.
Przytuliła
go, choć był cały mokry, uściskała i powiedziała: – Przepraszam Cię
za wszystko! Już ja cię będę kochała. Już ja cię będę kochała,
powtarzała całą drogę powrotną.
Gdy wrócili
do domu, rodzice już tam byli i zaczęli poszukiwania. Przebrali
przemoczone dzieci i przytulili je do siebie. Zrozumieli też, że
nie powinni tak małych dzieci zostawiać samych w domu.
Dziewczynka odpowiedziała tylko: ja już będę go kochała…
Na drugi
dzień rodzice zobaczyli niecodzienny widok. Dzieci tak bardzo były
zaabsorbowane wspólną zabawą, że zapomniały nawet o śniadaniu.
Gdy dziewczynka wreszcie zobaczyła mamę, powtórzyła tylko:
–
Mamusiu, ja już go będę kochała.
Bajka o radości i smutku
Bajka o radości smutku
W pewnym niewielkim miasteczku, na jednej z wąskich uliczek, stał niewielki biały domek, obrośnięty dzikim bluszczem. Przed domem rosły kolorowe kwiaty, nad którymi latem fruwały motyle. Był też płot i furtka, która cicho skrzypiała, kiedy ktoś nacisnął na klamkę. W domku tym mieszkała Cioteczka Nadzieja, z kotem Łusią i psem Zenkiem, którzy byli bardzo zadowoleni, kiedy ktoś ich odwiedzał.
Dokładnie, tak jak dzisiaj.
– Chodźcie, chodźcie! Tak się cieszę, że jesteście! – Nadzieja otworzyła szeroko furtkę, wpuszczając na podwórko swoich bratanków.
– Dzień dobry, ciociu! – Radość i Smutek, przywitali się grzecznie, a potem, trzymając się za ręce, poszli za Cioteczką. Bywali u niej wielokrotnie, jednak po raz pierwszy byli tutaj całkiem sami. Bez mamy i bez taty, a to coś zupełnie innego.
– Całkiem sami!!! – Radość wrzasnęła z całych sił.
– Sami… – Smutek wykrzywił usta w podkówkę.
– Wyobrażacie sobie?! – Nadzieja znów ich przytuliła, a potem podskoczyła, aż jej spódnica zafurgotała. – Tyle czasu, tylko dla nas!
– Muszę przywitać się z Zenkiem! – Radość w radosnych podskokach wbiegła
do domu, a Smutek, z nisko opuszczoną głową, powlókł się za Ciotką. Ledwo wszedł do kuchni, czarnobiała kotka Łusia podeszła do niego i zaczęła się ocierać o jego nogi.
– Pogłaszcz ją! Musisz ją pogłaskać! – trajkotała bezustannie Radość, a Smutek wydusił z trudem:
– Lepiej, żeby zostawiła mnie w spokoju! Kotka uniosła łepek, przyjrzała mu się z uwagą i jednym susem wskoczyła na parapet. Nie miała zamiaru czekać, aż zostanie zauważona.
– Zenek! Zenek, Zenek! Tu jestem! – Radość pierwsza zauważyła psa. – Przytul się do mnie!
– A do mnie nie przyszedł… – wyjęczał Smutek, przyglądając się, jak siostra przewala się z psiakiem po podłodze.
– No już, Zenuś! – Cioteczka przywołała psa do porządku. – Przywitaj się z gośćmi!
– Lepiej nie… – zmarkotniał Smutek. – Potem będę musiał myć ręce…
– I tak powinieneś to zrobić! – roześmiała się Nadzieja. – Twoja siostra też! Biegnijcie do łazienki!
Radość w jednej chwili poderwała się z podłogi. Skoczyła na równe nogi i popędziła do łazienki. Odkręciła kurek z wodą, aż trysnęła na wszystkie strony.
Wycisnęła na dłoń jedną…
…drugą…
…trzecią…
… czwartą porcję mydła.
Potem namydliła porządnie ręce, strojąc głupie miny do lustra.
– Oooo! Koszulka się pochlapała! – zachichotała. – I skarpetki też!
Wtarła pianę z dłoni w ręcznik i ostrzegła brata.
– Lepiej uważaj! Nie wdepnij w kałużę!
I już jej nie było.
– Ale nachlapane! – Smutek chciał ominąć kałużę, ale i tak, jedna skarpetka mu się
pomoczyła. Potem odkręcił kurek i poparzył się gorącą wodą.
– Ała! – syknął i czym prędzej włożył dłonie pod lodowaty strumień. Dopiero kiedy ręce przestały go piec, wtarł w nie nieco mydła i już chciał je spłukać, kiedy przyjrzał im się z uwagą.
– Ciągle są brudne! – wyjęczał płaczliwie. – Nigdy się tego brudu nie pozbędę! Wreszcie, po kilkukrotnym namydleniu i spłukaniu dłoni uznał, że są czyste. Wytarł je w całkiem mokry ręcznik i wrócił do kuchni.
– Nareszcie jesteśmy w komplecie! – ucieszyła się Nadzieja. – Macie może ochotę na galaretkę? Sama zrobiłam! Z owocami!
– Teraz? – skrzywił się Smutek.
– Tak! Kocham galaretkę! Kocham! Kocham! – wołała Radość, biegając w kółko po kuchni. – Może zjemy w ogrodzie? – zaproponowała Cioteczka. – Usiądźcie przy stole, ja wszystko przyniosę.
Gdyby to było proste!
Co prawda, Smutek od razu usiadł na krześle, stojącym w najdalszym kącie, za to Radość długo nie mogła znaleźć sobie miejsca. Wypróbowała wszystkie możliwe siedziska, rozrzucając przy tym poduszki i koce, wiercąc się i wymachując nogami. Wreszcie usiadła, ale tak niefortunnie, że krzesło wysunęło się spod niej, a Radość klapnęła pupą o ziemię.
– A to ci heca! – zaniosła się śmiechem.
Wreszcie usiadła na niedużym stołeczku, a w tej samej chwili Nadzieja weszła do ogrodu z tacą, wypełnioną smakołykami. Na widok rozrzuconych poduszek, koców i przewróconego krzesła jęknęła, postanowiła jednak zachować spokój.
– Proszę, częstujcie się! – powiedziała, stawiając pucharki przed gośćmi. Radość, nie czekając na pozostałych, sięgnęła po łyżeczkę.
– Galaretka, mniam! – zanim się obejrzała, galaretka z cichym plaśnięciem, spadła z łyżeczki na ziemię.
Smutek też postanowił spróbować deseru, ale zaraz odsunął pucharek daleko od siebie.
– Nie smakuje mi… – Smutek podparł głowę rękoma. – A teraz jest mi źle…
– Może chociaż lemoniady się napijesz? – zaproponowała Cioteczka, podsuwając bliżej szklankę z napojem.
– Ja! Ja się napiję! – wyrwała się Radość. – Słodziutka! Słodziusieńka! Całą bluzkę sobie polałam!
– Kwaśna! – skrzywił się Smutek. – I już całą wypiłem…
– Dla mnie w sam raz! – Cioteczka napiła się lemoniady, po czym spojrzała na dzieci z uwagą:
– Ja was dzisiaj nie poznaję! Dziwnie się zachowujecie. Ty jesteś smutny, a ty tak radosna, że aż się boję…
– Bo z niego dzisiaj jest taki smutas! – Radość była bliska tego, żeby wsadzić palce do dzbanka z lemoniadą i wyłowić z niej cytrynę, na szczęście czujne spojrzenie ciotki ją powstrzymało.
– A ona jest nie do wytrzymania – syknął Smutek i ukrył twarz w dłoniach.
– Chyba wiem, co wam się stało – powiedziała z namysłem Nadzieja, – ale zanim coś z tym zrobimy, chciałabym, żebyście się zamienili…
– Zamienili?
– Jak? Mamy się zamienić? – Smutek pociągnął nosem.
– Twoją siostrę rozpiera energia, za to ty jesteś przygnębiony. Co by się stało, gdybyś ty spróbował zachowywać się jak ona? A… – nie zdążyła dokończyć, bo Radość weszła jej w słowo.
– … Ja? Ja miałabym być smutna? Nigdy! – Radość z impetem zeskoczyła ze stołka.
– Ja miałbym być zadowolony? Kiedy mnie nic nie cieszy…
– Spróbujcie! – zachęciła ich Nadzieja. – Co macie do stracenia?
– Dobra! – Radość ujęła się pod boki. – To się i tak nie uda! Nie uda ci się być mną!
– Zobaczymy… – Smutek spróbował się uśmiechnąć, ale poczuł tylko łaskotanie w gardle, a kąciki ust znów mu opadły. – Zobaczymy…
Nadzieja została przy stole, a dzieci pobiegły do ogrodu. Próbowały bawić się tak, jak zawsze i pamiętać o tym, by zachowywać się inaczej, niż zazwyczaj.
– Nie uda się… Na pewno się nie uda… – zapowiedziała smętnie Radość, wypuszczając pod niebo ogromną, kolorową bańkę.
– Moja nigdy nie pęknie! – z przekonaniem zawołał Smutek i nawet się nie skrzywił, kiedy bańka rozprysła tuż nad jego głową. Ze spokojem zanurzył plastikową obręcz w misce z mydlinami i faktycznie, kolejna bańka wyszła mu przepiękna.
– Pójdziemy się pohuśtać? – zaproponowała Radość. Swoim zwyczajem chciała pobiec na huśtawkę, kiedy przypomniała sobie, że miała być smutna. Zgarbiła się, wykrzywiła usta i powiedziała przygnębionym głosem:
– Huśtawka jest tylko jedna… Na pewno ty zajmiesz ją pierwszy!
– Tylko że ja nie umiem się huśtać! – odpowiedział Smutek, ale zamiast się z tego powodu smucić, zaproponował:
– Może ty mnie pohuśtasz? Ale będzie zabawa! – i się roześmiał:
– Ha, ha, ha!
– He, he, he! – skrzywiła się Radość, bo na huśtanie brata nie miała ochoty, ale ostatecznie zrobiła to, o co prosił. A kiedy oboje mieli już dość huśtania, wrócili do Cioteczki pod rozłożyste drzewo.
Usiedli na krzesełkach. Wypili lemoniadę. Zjedli galaretkę. I powiedzieli, niemal równocześnie:
– To było okropnie męczące!
– Wiem! – roześmiała się Nadzieja. – Obie te emocje – i smutek, i radość, bywają bardzo męczące!
– Nie wiem, jak można ciągle się smucić! – odezwała się Radość. – Ja tak lubię się śmiać!
– Kiedy jestem smutny, trudno mi się śmiać – wyznał cicho Smutek.
– A ja, nawet jak mnie coś boli, udaję, że wszystko jest w porządku! – nieoczekiwanie wyznała Radość.
– Sami widzicie! – podsumowała Cioteczka. – Uczucia są ważne, pokazują, co się z nami dzieje. Jednak czasami, mogą nas przytłoczyć, jak na przykład smutek. Możemy się też za nimi ukryć i udawać, że czujemy się dobrze, co też bywa męczące…
– To co mam robić? – zdziwiła się Radość. – Mam się nie cieszyć?
– A ja, kiedy jestem smutny, mam udawać, że wszystko w porządku? – wtórował jej Smutek.
– Można się smucić, nie ma w tym nic złego! Można też być bardzo, bardzo szczęśliwym – wyjaśniła Nadzieja. – Ważne jednak jest to, żeby wiedzieć, dlaczego tak się czujemy. Bo przecież to całkiem normalne, że ludzie odczuwają różne emocje. Nie ma w tym nic dziwnego! Dobrze jednak jest wiedzieć, dlaczego czujemy się właśnie w ten sposób, dobrze jest nazwać własne uczucia. Bo jeśli coś jest dla nas trudne, ale potrafimy to nazwać, możemy o tym porozmawiać. Rozmowa o tym, co czujemy może nam pomóc – zakończyła Nadzieja, patrząc na bratanków.
– Ja się trochę bałam – wyznała Radość. – Będziemy tu sami, bez mamy i taty… Wiedziałam, że będę za nimi tęsknić, ale wolałam udawać, że wszystko jest w porządku.
– Ja też się bałem – przyznał Smutek. – A z tego strachu zrobiło mi się okropnie smutno!
– Ja też byłam wystraszona.– nieoczekiwanie powiedziała Cioteczka. – Nie wiedziałam, jak sobie poradzę! Ale pomyślałam, że przecież dobrze się znamy. I nawet jeśli, coś pójdzie nie tak, znajdziemy rozwiązanie!
– Na przykład z czym sobie poradzimy ? – zainteresował się Smutek.
– Czy coś się stało? – dodała Radość.
– Na pewno będziemy musieli posprzątać! – Nadzieja ruchem ręki wskazała na walające się po ziemi koce i poduszki. – Nie tylko tutaj, w łazience też. A potem weźmiemy Zenka na długi spacer!
– To go na pewno bardzo ucieszy! – rodzeństwo nie miało co do tego wątpliwości.
– Nam też to pomoże! – roześmiała się Cioteczka. – Będziemy mieli dużo czasu, żeby się zastanowić, co będziemy robić, zanim rodzice po was przyjadą!
– Teraz to ja już wcale nie chcę stąd wyjeżdżać – wyznał mężnie Smutek.
– Ani ja! – wtórowała mu Radość. – Nie ma się czego bać, prawda, braciszku?
– Prawda – odpowiedział Smutek i uśmiechnął się szeroko do Nadziei
Bajka terapeutyczna dla dzieci
PRZYKŁAD BAJKI TERAPEUTYCZNEJ DLA DZIECI PRZEJAWIAJĄCYCH ZACHOWANIA AGRESYWNE Tomek i czarny kruk. Ortner G., Bajki na dobry sen. Poradnik dla rodziców. Warszawa, 1996.
Tomek jest zadziornym, czupurnym chłopcem. Szarpie się ze wszystkimi dziećmi, ponieważ chce udowodnić, że jest najsilniejszy. Dzieci boją się awanturnika i schodzą mu z drogi. Tak więc Tomek nie ma żadnych przyjaciół. Na pytania dorosłych odpowiada niegrzecznie, a kiedy zwracają mu uwagę, zamyka się w swoim pokoju. Po drodze rzuca na ziemię wszystko, co mu wpadnie w ręce, i głośno trzaska drzwiami. Pewnego dnia do pokoju chłopca wleciał przez otwarte okno czarny kruk. Kra, kra, kra, kra, kra, kra, Kruk ci dobrą radę da. Wiem, że nie jesteś taki zły, Tylko nie radzisz sobie z tym. Nie bądź taki chmurny już I w mój telewizor spójrz. Kra, kra, kra, kra, kra, kra, Kruk ci dobrą radę da. Czarny kruk trzymał w jednej łapie malutki telewizor. Zatrzepotał trzy razy skrzydłami i w telewizorze pokazał się obraz.
Rozpoczął się film: „Mały czarny kruk i czarodziej z gór”. Ponieważ nie mogłeś zobaczyć tego filmu, opowiem ci go. Daleko, daleko stąd, w wysokich górach mieszkało dużo kruków. Wśród małych kruczątek był również pewien mały czarny kruk, który wesoło bawił się z innymi kruczymi dziećmi. Pewnego dnia jednak wszystko się zmieniło. Rodzice małego kruka musieli zbudować nowe gniazdo. Mieli z tym dużo pracy. Cała krucza rodzina – dziadkowie – kruki, wujek – kruk, ciocia – kruk – wszyscy pomagali im w budowie. Wszyscy byli tak zajęci pracą, że nie mogli poświęcić zbyt dużo czasu na zabawę z małym czarnym krukiem. Denerwowało to bardzo małego kruka.
Najpierw się złościł, potem czuł się nieszczęśliwy, później rozczarowany, a w końcu znowu zły i zniecierpliwiony. Kiedy wreszcie rodzice znaleźli trochę czasu i chcieli małego kruka o coś zapytać, ten odpowiedział im niegrzecznie. Rodzice upomnieli go: „Stajesz się niegrzecznym dzieckiem. Czy nie możesz być bardziej miły? Zobacz jak zachowują się inne małe kruki. Weź z nich przykład!”. Mały kruk usłyszawszy rodziców, pomyślał tylko, że lubią oni inne małe kruki bardziej od niego. Zaczął więc być zazdrosny o inne dzieci. Uderzał je swoim dziobem, a nawet wyrywał im pióra z ogona.
Oczywiście inne małe kruki nie chciały się juz więcej z nim bawić i nasz bohater został zupełnie sam. Mały kruk był przekonany, że wszyscy są przeciw niemu i że nikt go nie lubi. Hardo powtarzał jednak: „Nikogo nie potrzebuję! Nikt nie jest mi potrzebny! Wszyscy jesteście głupi i wstrętni! Jesteście niedobrzy dla mnie. Nie lubię was!” I tak zaczął coraz więcej i coraz częściej spierać się i bić z innymi dziećmi oraz sprzeciwiać się dorosłym. Rodzice musieli go ciągle upominać. Ale nic to nie pomagało. Mały kruk odsuwał się coraz bardziej od wszystkich. Zasmuceni jego zachowaniem rodzice postanowili poprosić o radę starego czarodzieja, który mieszkał w śnieżnych górach.
Czarodziej wysłuchał ich cierpliwie i poradził, aby przysłali małego kruka na jakiś czas do niego. Czarodziej ze śnieżnych gór znany był w świecie zwierząt, jako dobry uzdrowiciel. Wiele zwierząt, kiedy były zranione lub dokuczał im jakiś ból, przychodziło do niego z prośbą o pomoc. Tak więc mały kruk przyleciał do czarodzieja ze śnieżnych gór. Rodzice ze smutkiem pożegnali się z nim, a mama nawet się trochę popłakała. Czarodziej przywitał uprzejmie małego kruka, nie zwracając uwagi na jego obrażoną i chmurną minę. „Bardzo się cieszę, że przyleciałeś do mnie. Jestem przekonany, że mogę na tobie polegać i że z pewnością pomożesz mi w mojej pracy.
Myślę, że będę miał w tobie dobrego pomocnika. Jest u mnie teraz polarny niedźwiedź, którego bardzo boli brzuch. Potrzebuję specjalnego ziela, żeby go wyleczyć. Jeślibyś poleciał do doliny i przyniósł to ziele, bardzo byś pomógł niedźwiedziowi. Nie jest to łatwe zadanie. Jeśli będzie ono dla ciebie zbyt trudne, zrozumiem to. Ale wierzę w ciebie. Taki mądry i dzielny kruk na pewno sobie poradzi. Pomożesz mi?” Mały kruk zupełnie nie wiedział co odpowiedzieć. Nie był przyzwyczajony do tego, żeby ktoś okazywał mu zaufanie i zlecał jakieś trudne i ważne zadanie. Zaczął się wahać i stracił pewność siebie. Odpowiedział w końcu niezbyt grzecznie: „ No dobra, niech będzie. Polecę tam, przynajmniej nie będę się nudził”. Czarodziej udał, że nie dostrzega niegrzecznego tonu w odpowiedzi małego kruka. „Bardzo ci dziękuję. Cieszę się bardzo, że mi pomożesz.
Wiedziałem, że mogę zawsze na tobie polegać”. Chociaż mały kruk nie chciał się do tego przyznać, nawet przed samym sobą, słowa czarodzieja sprawiły mu dużą przyjemność. Szybko wzbił się w powietrze i poleciał na poszukiwanie ziela, które miało przynieść ulgę choremu niedźwiedziowi polarnemu. Nie było je łatwo znaleźć. Ale mały kruk cieszył się bardzo z tego, że może wykonać tak ważne zadanie i że w końcu okazał się komuś potrzebny.
Po długich poszukiwaniach znalazł wreszcie mające uleczyć niedźwiedzia ziele i szybko poleciał z powrotem. Czarodziej bardzo się ucieszył, kiedy zobaczył małego kruka z zielem. Wkrótce też, dzięki pomocy małego kruka, niedźwiedź polarny odzyskał siły i wyzdrowiał. Teraz również inne zwierzęta zaczęły okazywać małemu krukowi zaufanie i coraz częściej prosiły go o pomoc. Szybko stał się prawie tak samo ważny jak czarodziej ze śnieżnych gór. Pierwszym jego przyjacielem został niedźwiedź polarny.
Wkrótce zaprzyjaźnił się także z pingwinem, zającem i foką, a w końcu wszyscy byli jego przyjaciółmi. Mały kruk, który wszystkim pomagał i wszystkich bardzo lubił, zupełnie zapomniał o swoich wcześniejszych brzydkich przyzwyczajeniach. Stał się miły i przyjacielski i każdy mógł liczyć na jego pomoc. Wreszcie w śnieżne góry przylecieli rodzice małego kruka, żeby zabrać go z powrotem do domu. Byli bardzo szczęśliwi, że znowu będą mogli być razem ze swoim ukochanym synkiem. Czarodziej pożegnał się serdecznie z małym krukiem: „Myślę, że nauczyłeś się tutaj dużo. Wiesz już jak można pomagać innym. Można na tobie polegać. Będzie nam tu ciebie bardzo brakowało! Jeśli uda ci się zdobyć tak wiele zaufania i tak wielu przyjaciół również wśród kruków, odwiedź nas i powiedz nam o tym.”
Ponieważ mały kruk stał się nie tylko dzielnym i dobrym krukiem, ale i mądrym krukiem, zaczął się odnosić do innych kruków w ten sam przyjacielski sposób, jak do zwierząt w śnieżnych górach. Kruki zaczęły zwracać na niego uwagę, a wszystkie krucze dzieci znowu chciały się z nim bawić. Rodzice małego kruka nadal nie mieli zbyt wiele czasu dla małego kruka, ale uśmiechali się do niego miło cały czas.
Mały kruk wiedział więc, że nie zapominają o nim i że cały czas, chociaż nie zawsze mogą się z nim bawić, bardzo go kochają. Tak skończył się film wyświetlany w czarodziejskim telewizorze przyniesionym przez czarnego kruka do pokoju Tomka. Tomek uważnie przyjrzał się krukowi i nagle zapytał: „Czy to nie ty jesteś przypadkiem tym małym krukiem? Chcesz mi pomóc, bo zachowuję się tak samo niemądrze jak ty, kiedy byłeś małym krukiem?” czarny kruk skinął głową i podarował chłopcu cudowne ziele o czterech okrągłych listkach. „co mam z tym zrobić?”, zdziwił się Tomek.
Kra, kra, kra, kra, kra, kra, Kruk ci dobrą radę da. Jeśli będziesz miał wszystkiego dość, Jeśli inni będą budzić w tobie złość, Krucze ziele w swoje ręce chwyć I powoli od jednego do czterech licz. Już nie będziesz więcej złych myśli miał, Lecz wszystkim pomagać będziesz chciał. Przyjaciół nowych zdobędziesz w mig I wszyscy zapomną jaki niegrzeczny był z ciebie smyk. Kra, kra, kra, kra, kra, kra, Kruk ci dobrą radę dał. „Czy mogę stać się taki, jak mały kruk? W jaki sposób? Tutaj nie ma przecież polarnego niedźwiedzia, któremu mógłbym przynieść lecznicze ziele. Nie ma również czarodzieja ze śnieżnych gór, który by mi w tym pomógł”. Nazajutrz podczas śniadania Tomek opowiedział rodzicom o swojej wczorajszej przygodzie i spytał ich, co powinien zrobić by dorównać małemu krukowi. Rodzice zaproponowali chłopcu zabawę w czarodzieja ze śnieżnych gór i małego kruka. Mieli, tak jak czarodziej ze śnieżnych, prosić Tomka - „czarnego kruka” - o pomoc w pielęgnowaniu roślin, o radę, co zrobić w niedzielę na obiad czy o pomoc w zakupach. Krótko mówiąc, Tomek, tak jak mały kruk przy boku czarodzieja ze śnieżnych gór, miał się stać bardzo ważną osobą w rodzinie.
Oczywiście nie wszystkie zadania „czarodziejów ze śnieżnych gór” były proste. Wtedy Tomkowi pomagało lecznicze ziele, które podarował mu czarny kruk. Kiedy chłopiec zaczynał się złościć, kiedy coś go zdenerwowało, brał w ręce lecznicze ziele kruka i zaczynał powoli liczyć: raaaz, dwaaa, trzyyy, czteeery... Myślał przy tym o przygodach małego kruka. I rzeczywiście! Złość od razu mijała!!!
Bajka psychoedukacyjna
Bajka psychoedukacyjna - dla dzieci stosujących przemoc
wobec innych (gryzienie, przezywanie, bicie, kopanie, poniżanie…)
Wiele lat temu, gdzieś w odległej Afryce
żyła rodzina lwów. Była to zupełni e zwykła rodzina, mama, tata i
trzy lwiątka.
Tata Szablozębny był wielki i władczy, był królem wszystkich
zwierząt, mama –prawdziwa lwica dzielnie broniła swoich dzieci, a lwiątka
były tak urocze, że każdy, kto odwiedzał ich dom zakochiwał się w nich bez
pamięci. Cała rodzina była lubiana i szanowana w okolicy. Tylko mama i tata
wiedzieli, że nie do końca jest tak, jak wszyscy przypuszczają. Szybko okazało
się, że najmłodsze Lwiątko o imieniu „Drapuś” to prawdziwy gagatek.
-Śmiejecie się? Ale nie wszystkim było do śmiechu.
Zaczęło się, gdy Drapuś poszedł do szkoły dla małych Lwów. Lwiątka
uczyły się tam jak polować, pomagać mamie w kuchni a tacie podczas poszukiwania
pokarmu. Skakały po skałach, bawiły się w berka i tarzały w trawie.
Małe lwy bawiły się zawsze zgodnie, bardzo się lubiły i nigdy nie kłóciły
się o zabawki. Tylko Drapuś był wiecznie niezadowolony. Zawsze chciał być
pierwszy, najlepszy, najmądrzejszy. To jemu należał się największy kawał mięsa
na obiad, on pierwszy skakał podczas zabawy „Przeskocz skałę”, pierwszy mył kły
w szkolnej łazience, przepychał się, gdy chciał zobaczyć zachód słońca, nie
lubił przepraszać.
Właściwie wszystko było w porządku do momentu, kiedy działo się tak,
jak chciał Drapuś. Miał kolegów i koleżanki, był bardzo lubianym lwiątkiem, ale
niestety nie potrafił przegrywać i dzielić się z innymi. Gdy coś było nie po
jego myśli robił się bardzo zły, wyszczerzał kły, ostrzył pazury, drapał i
gryzł inne lwiątka. Kiedyś, podczas zabawy w chowanego boleśnie podrapał
koleżankę, która nie chciała się z nim bawić. Zapłakana odbiegła od Drapusia w
stronę koleżanek. Od tamtej chwili małe lwice stroniły od Drapusia, bały się
go. Chłopcy też zaczęli bawić się w trochę inne, nie lubiane przez Drapusia
zabawy, gdy po raz kolejny ich kolega ugryzł któregoś w łapę lub podrapał
boleśnie po grzbiecie.
Drapuś został w końcu sam jak palec, nikt nie przejmował się jego
losem. Żadne lwiątko nie chciało się już z nim bawić, bo nie chciało być znów
pogryzione przez kolegę. Rozgoryczony i zły , ale zarazem bardzo smutny i
samotny postanowił od tej pory bawić się sam, nie przejmując się nikim. Szybko
zauważył jednak, że nie przynosi mu to radości. Smutny siedział na brzegu skały
i płakał łzami wielkimi jak groch. Zobaczył to tata lew, przysiadł obok syna i
wysłuchał jego historii. Tata lew uśmiechnął się do Drapusia i powiedział:
-Synu, kiedyś byłem taki jak Ty. W szkole nazywali mnie Gryzoniem i
nikt mnie nie lubił. Wstyd się przyznać, ale nie byłem grzecznym dzieckiem.
Wszyscy przyjaciele opuścili mnie, gdy pogryzłem kolegę, bo nie chciał oddać mi
swojego kawałka mięsa. Nie miałem się z kim bawić, biegać, skakać po skałach.
Wtedy pomógł mi Twój dziadek, a mój tata. Opowiedział mi historię o potężnych
lwach, które podczas pogoni za małymi zajączkami spadły w przepaść i już nigdy
więcej nikt ich nie zobaczył. Zajączki ocalały, lwy zginęły przez swoje złe
zamiary i czyny.
Po tej opowieści byłem pewien- muszę przeprosić swoich przyjaciół,
zanim będzie za późno. Od tamtej pory nigdy więcej nie odważyłem się podnieść
łapy na żadne, nawet najmniejsze zwierzątko a przyjaciół mam wszędzie, cały ten
wielki las, nasze królestwo, każde zwierzątko- małe czy duże przychodzi do mnie
po pomoc i poradę i nikt już się nie obawia moich ostrych zębów i pazurów.
Drapuś rozpromienił się trochę i nieśmiałym krokiem poszedł w kierunku
bawiących się lwów. Ze spuszczona głową przeprosił przyjaciół i obiecał, że się
zmieni. Dużo czasu minęło, zanim koledzy wybaczyli Drapusiowi jego złe
zachowanie, ale jak miło mu się zrobiło, kiedy w końcu zaczęli przychodzić do
jego domu i namawiać, aby razem z nimi poskakał po skałach.
Bajka o Złości i Spokoju –
Bajka o Złości i Spokoju – edukacyjna bajka o emocjach
W pewien letni poranek chłopiec, który lubił być spokojny, wyszedł z domu prosto na taras. Usiadł przy stole, dosunął bliżej pudełko z kredkami i sięgnął po kartkę. Najpierw zrobił delikatny szkic ołówkiem, potem zaczął zapełniać kartkę kolorami. Pracował w skupieniu, starannie wypełniając kolorem całą przestrzeń. Był tak pochłonięty pracą, że nie zwracał uwagi na to, co dzieje się dookoła. Ani na owady, fruwające ponad kwiatami, ani na ptaki, przelatujące tuż nad jego głową. Nawet wietrzyk, który od czasu do czasu wpadał na taras, żeby pobawić się jego włosami i zaszeleścić kartkami papieru, w niczym mu nie przeszkadzał.
Chwilę później w ogrodzie pojawiła się ciotka Nadzieja. Uśmiechnęła się i z daleka pomachała do chłopca, bo nie chciała mu przeszkadzać. Wzięła do ręki niewielkie krzesełko, do drugiej wiaderko i zajęła się zbieraniem porzeczek. Drzwi prowadzące na taras zamknęły się z hukiem. Zaraz potem rozległ się tupot, stopy odbijały się od podłogi z głuchym pogłosem. „Łup, łup, łup!” ktoś przybliżył się do chłopca, który lubił spokój.
– Rysujesz? – zapytała nerwowo jego siostra. – Co rysujesz? Ja też chcę! Zrób dla mnie miejsce!
Chłopiec przesunął się na sam koniec stołu, ale dziewczynka i tak go potrąciła. Szarpnęła kartkę, sięgnęła energicznie po pudełko z kredkami.
– Będę rysować! – rzuciła przez zaciśnięte zęby, zaciskając dłoń na kredce. Ale nic jej nie wychodziło.
Ręka nie chciała jej słuchać, a rysunek nie wyglądał tak, jakby chciała. Przez te wszystkie zmagania, pogięła jej się kartka, a kiedy mocniej docisnęła kredkę, złamała rysik.
– Co jeszcze się wydarzy? – syknęła Złość.
– Pomóc ci? – Spokój podniósł głowę, a siostra na niego fuknęła:
– Przecież sobie poradzę! Szkoda tylko, że kredka wciąż nie chciała jej słuchać. Wyślizgnęła się z dłoni i potoczyła z tarasu na trawę.
– Pewnie! Bo nie mam nic innego do roboty, tylko szukać głupiej kredki! – zdenerwowała się Złość.
Z impetem zeskoczyła z krzesła, aż zatrzęsła całym tarasem i pochyliła się nad trawnikiem. Udało jej się odnaleźć zgubę, ale kiedy chciała już z powrotem usiąść potknęła się i wpadła na stół, a wtedy wszystkie kredki poturlały się aż do krawędzi… I spadły na ziemię.
– Ojej! – zmartwił się Spokój. – Musimy je pozbierać….
– Sam sobie zbieraj! – burknęła Złość. – Ja już nie będę rysować! Była bardzo zdenerwowana. Tak bardzo, że musiała coś zrobić, żeby poczuć się
lepiej. Zmrużyła oczy i rozejrzała się. I zaraz wykrzywiła usta w złośliwym uśmiechu.
Całkiem niedaleko, pod rozłożystym drzewem, leżała kotka Łusia. Może uda się pociągnąć ją za ogon? Złość koniecznie chciała się na kimś wyżyć.
Ale kotka była czujna. Obserwowała każdy ruch dziewczynki, a kiedy Złość podeszła całkiem blisko, Łusia zjeżyła sierść. Syknęła ostrzegawczo, pokazując przy tym zęby i raz-dwa! Uciekła na drzewo.
– Głupi kot! – fuknęła Złość.
– Wcale nie głupi, tylko wystraszony – Spokój pokręcił głową. – Czemu ją straszysz?
– Bo mam ochotę! – dziewczynka znów się skrzywiła, bo właśnie podszedł do niej pies Zenek, ocierając się o jej rękę. Jakby chciał, żeby się z nim pobawiła. Albo chociaż podrapała za uszkiem.
– Idź sobie! – Złość tupnęła nogą, co bardzo zasmuciło jej brata:
– Przecież nic ci nie zrobił…
– I co z tego? – dziewczynka szybkim krokiem wróciła na taras, uszczypnęła brata w ramię i wyburczała:
– Będę robiła to, na co mam ochotę!
– Ała! Czemu mnie szczypiesz? – Spokój roztarł bolące miejsce.
Ciotka podniosła głowę znad krzaczka porzeczek. Zaniepokojona, przyjrzała się siostrzeńcowi.
– Co się tam dzieje? Wszystko w porządku?
– Nie… Nic się nie stało! Moja siostra trochę się zdenerwowała – odpowiedział Spokój, a Złość, dokładnie w tej samej chwili, ruszyła prosto przed siebie.
– Nie byłabym taka pewna… – pokręciła głową Nadzieja, kiedy rozpędzona dziewczynka przebiegła tuż obok, przewracając wiaderko z porzeczką.
– Jestem zła! – powtarzała, zaciskając dłonie w pięści. – Zła, zła, zła! Zaraz potem wzięła duży zamach, jakby chciała wymierzyć kopniaka w kretowisko, kiedy nagle…
Straciła równowagę.
– Uważaj! – zawołała ciotka.
– Uważaj! – powtórzył Spokój, biegnąc jej z pomocą.
Ale nie zdążył. Złość zachwiała się, tracąc równowagę, a kiedy brat do niej dobiegł, uderzyła go łokciem. Prosto w brzuch.
Chłopiec się pochylił, kolana się pod nim ugięły… A Złość?
Zamiast przeprosić, zerwała garść trawy i rzuciła ją bratu na głowę.
– Nie prosiłam cię o pomoc! – wrzasnęła, zanim rozpędzona, wpadła w krzaki malin.
– Niedobrze! – szepnęła ciotka.
Podeszła do siostrzeńca, otrzepała go z trawy i zaprowadziła go na taras. Usiedli na krzesłach, a Nadzieja zapytała z troską:
– Bardzo boli? – bo chłopiec wciąż trzymał się za brzuch.
– Uhm! – kiwnął głową, a cioteczka pogłaskała go po ramieniu:
– Nie podoba mi się, że twoja siostra tak się zachowuje.
– Coś ją musiało zdenerwować – odpowiedział Spokój. – Nie zawsze jest taka.
– Wiem. Potrafi być bardzo miła. Ale jestem pewna, że nie chciałaby, żeby ktoś ją tak potraktował…
Krzak malin poruszył się gwałtownie. Nadzieja wzięła głęboki oddech i dodała nieco głośniej:
– Bo jak by to było, gdyby każdy, kiedy jest zły, wyżywał się na innych?
A wtedy Złość wyskoczyła z krzaków i przybiegła pod taras. W zabłoconych sandałkach. Z podrapanymi nogami i rękami. Z brudną buzią i rozczochranymi włosami. Przeskoczyła przez krzesło i zatrzymała się przed ciotką i bratem.
– Jak jestem zła, to jestem! I nic nie mogę z tym zrobić! – wykrzyczała, zaciskając mocno dłonie w pięści.
– Ale twoja złość nie może krzywdzić innych! – cioteczka zerwała się na równe nogi. – Nie możesz wszystkiego rozwalać i niszczyć! Ani psuć!
– Ani mnie bić – chłopiec nagle zrozumiał. Ciotka miała rację. Nie powinien pozwalać na to, żeby siostra tak go traktowała.
Wstał z krzesła i stanął przy Nadziei. A potem zrobił kilka kroków w kierunku Złości.
I nagle Złość się wystraszyła. Przeraziła ją jego mina. Zrobiło jej się głupio. Uświadomiła sobie, jak źle go potraktowała. Zrozumiała to w jednej chwili.
Nabrała powietrza do płuc, jakby chciała coś powiedzieć, ale milczała. Nie czuła już złości. Ale to, co czuła, wcale nie było przyjemne. Pochyliła nisko głowę, a na jej policzki wypłynął rumieniec. Teraz było jej okropnie wstyd.
– Co teraz? – chłopiec pociągnął ciotkę za rękę, ale ciotka milczała.
Znów ją pociągnął. Bez odpowiedzi.
Wtedy się odezwał:
– Czuję się bardzo dziwnie. Ogarnia mnie… złość! Czuję złość na moją siostrę! Była dla mnie niemiła. Przeszkadzała mi. Nie chciała mi pomóc. Uszczypnęła mnie i uderzyła! Jestem bardzo, bardzo zły!
– Wcale się nie dziwię! – Nadzieja spojrzała na niego z uwagą. – Masz prawo być zły. Pytanie jednak, co z tą złością zrobisz.
– Ty? Ty jesteś zły? – jego siostra na chwilę zapomniała o sobie. – Myślałam, że tylko ja potrafię się złościć.
– Każdy może odczuwać złość. Nawet najbardziej spokojna osoba – wyjaśniła ciotka.
– Ale ta złość… Wcale nie jest przyjemna! – chłopiec zaczął się wiercić.
Przestąpił z nogi na nogę, podrapał się po głowie. – Co mam z nią zrobić? Z tą złością? Którą czuję?
– Są sposoby na to, żeby przestać odczuwać złość. I wcale nie trzeba przy tym nikogo krzywdzić – wyjaśniła Nadzieja, patrząc z uwagą na siostrzenicę. – Można na przykład zrobić coś, co nas zmęczy. Wyżyć się, stracić trochę energii. Można na przykład pobiegać.
– Pobiegać? – powtórzył niepewnie Spokój, ale po krótkim namyśle, zerwał się do biegu.
Obiegł cały ogródek, raz i drugi. A potem jeszcze raz, tym razem w drugą stronę. Zmachany, wrócił na taras i zatrzymał się przed cioteczką. I z niechęcią spojrzał na siostrę.
– Wciąż jestem zły!
– To znaczy, że naprawdę się zdenerwowałeś. Może teraz spróbujesz czegoś innego? – zaproponowała Nadzieja. – Zrobisz kilka przysiadów? To też powinno pomóc.
– Pięć… dziesięć… piętnaście… dwadzieścia! – liczył na głos chłopiec, ćwicząc na trawniku.
Wreszcie, padł na trawę.
– Zmęczyła mnie ta złość! – wysapał.
– To dobrze! Teraz możesz spróbować nazwać to, co czujesz. Zastanowić się, co dokładnie cię wkurzyło. A potem możemy o tym porozmawiać.
– A jeśli ktoś… – dziewczynka odezwała się niepewnie. – …A jeśli ktoś nawet nie wie, dlaczego jest zły?
– Ja wiem. Zezłościło mnie to, co zrobiłaś! – odpowiedział Spokój, a jego siostra wyprostowała się i powiedziała:
– Wiem. Przepraszam. Nie chciałam zrobić ci krzywdy. Tylko że ja… sama nie wiem, co mi się stało!
– Może się tak czasem zdarzyć – zgodziła się Nadzieja, siadając na trawie obok siostrzeńca. – Może pojawić się w nas uczucie, z którym trudno nam sobie poradzić.
– Tak jak u mnie…
– Nawet jeśli to uczucie jest bardzo silne, nie wolno nam wyżywać się na innych. Krzywdzić ich. Nawet jeśli sami nie potrafimy sobie z nim poradzić.
– To co zrobić, żeby się uspokoić? – siostrzenica usiadła przy ciotce.
– Ważne jest, żeby nazwać to, co czujemy. To pierwszy krok, żeby nauczyć się panować nad swoimi emocjami.
Powoli. Bardzo powoli Łusia przybliżyła się do nich. Dziewczynka uśmiechnęła się do niej nieśmiało.
– Przepraszam – powiedziała. – Przepraszam, że chciałam cię pociągnąć za ogon. Chwilę później Zenek przeciągnął się i ziewnął, drapiąc się za uchem.
– Ciebie też przepraszam. Byłam dla ciebie bardzo niemiła. Przepraszam was wszystkich!
– Przeprosiny przyjęte! – ucieszyła się ciotka i dodała, przytulając siostrzeńców do siebie:
– Pamiętajcie: uczucia są dla nas! To my mamy nimi rządzić, nigdy odwrotnie!
– Będziemy pamiętać! – obiecali.
– A teraz posprzątamy! Bo przez tą złość…
– I nerwy…
– Zrobił się tu straszny bałagan!
– Zgadzam się! – przytaknęła Nadzieja.
– Trzeba tu posprzątać, zanim ktoś się na ten nieporządek zdenerwuje!
Bajka pochodzi z Internetu
niedziela, 17 września 2023
O emocjach dla dzieci - propozycja literatury
Polecana literatura dla dzieci o emocjach
- Bajka o lęku - Agnieszka Jucewicz
- Czując - rozmowy o emocjach - Agnieszka Jucewicz
- Oswajanie przez bajanie - Sabina Furmańska
- Mądre bajki - pozytywne myślenia - Agnieszka Antosiewicz
- Opowieści o tym co daje super moce - Iwona Nowak - Szczepańska
- Opowieści o tym co ważne - Iwona Nowak Szczepańska
- Kraina emocji - Marta Bartosik
- Bajki terapeutyczne - Barbara Molicka
- Jestem wściekły - Ja i moje emocje - Dagmar Geisler
- Nie wszystko mogę mieć - Magdalena Gruca
- Złość - Magdalena Gruca
- potrafię się dzieli - Magdalena Gruca
- Zazdrość - Magdalena Gruca
- Czekam na swoją kolej - Magdalena Gruca
- Opowieści o tym, co w życiu ważne - Marta Calik-Tomera, Katarzyna Kądziela, Magdalena Schatt-Skotak
- Pożegnaj złość - kraina emocji. Ana Serna, Anna Kozaczewska, Henar Inigo
- Uwierz w siebie - Joanna Olejarczyk, Ola Makowska
- Mądre bajki. Przyjazn. Agnieszka Antosiewicz
- Od złości do radości - Holde Kreul
- Jesteś jednym z nas. Opowieść o akceptacji. Julia Volmert
- 10 uczuć, wyprawa do świata emocji - Marcin Przewoźniak, Dominika Drużka
- Włącz emocje. opowiadania socjoterapeutyczne - Anna Busz
- Czasem się złoszczę - bajki, która pomagają radzić sobie ze złością - Begona Ibarrola
- Moc jest w nas - bajki terapetyczne dla dzieci i ich rodziców -Kamila Zdanowicz - Kucharczyk
- Koniec z zadrością - porozumienie bez przemocy.Caroline Pellissier
- Magiczny ogród uczuć i emocji - Marcin Bartusiak
- Tomcio rozwiązuje emocje - trudne sprawy.Anna Kańciurzewska
- Bajki pocieszajki.Urszula Dimitruk
- O Kamilu, który patrzy rękami.Tomasz Małkowski, Joanna Rusinek
- Daj mi spokój - jak nie dać sobie dokuczać. Elisabeth Roller
- Mały smok i emocji tłok - bajka dzwiękowa. Delphine Durand
- Ja i inni.Ylva Karlsson
- Naprawdę chcę krzyczeć .Simon Philip
- Diego czuje za mocno. Allison Edwards
- Marcysia czuje za mocno - Allison Edwars
- Henio, Basia i Gucio oswajają złość - Anna Kulawik
- Myszonek chce po swojemu - pakiet. Riika Jantti
- Fergal się złości.Robert Starling
- Uczuciometr inspektora krokodyla. Poznaj, zmierz i kontroluj swoje emocje. Isern Susanna
- Bajki, które uczą jak żyć wśród innych.Begona Ibarrola
- Wszyscy jesteśmy wyjątkowi. Katarzyna Baniewicz - Kowalaczyk
- Kolorowy potwój - doktor od emocji. Anna Llenas.
- Sposoby na złość gniew i dobre relacje. Christina Kress.
- Self- regulation. Nie ma niegrzecznyc grzeci -opowieści dla dzieci. O tym, jak działać gdy emocje biorą górę. Agnieszka Wstążka Gabrysiak.
- Książka o dobrej agresji. Anna Kario - Skoczylas.
- Dlaczego trzeba dzielić się z innymi - Simon Couchman
oprac. Agnieszka Chudzik